Już po raz drugi członkowie Kręgu Biblijnego, z Ojcem Izydorem, spędzili miło majowy weekend w Rabce. Były to Dni Skupienia, mieszkaliśmy u Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, w bardzo ładnym i pięknie położonym obiekcie. Siostry rozpieszczały nas pysznym jedzonkiem, były bardzo miłe i życzliwe.
Nasz pobyt w Rabce był bardzo urozmaicony. Był czas na modlitwę i czas na rozrywkę. Codziennie Msza Św., Różaniec, adoracja Najświętszego Sakramentu i konferencja.
Wyciszeni, wyluzowani, z dala od codziennych problemów i kłopotów, nie spieszyliśmy się nigdzie, nie biegaliśmy za niczym. Zupełny spokój… I właśnie wtedy modlitwa jest inna. Nie mając nic innego na głowie, mogliśmy całkowicie oddać się Panu Bogu.
Konferencje, które prowadził o. Izydor, były bardzo pouczające. Starał się wyjaśniać nam wiele rzeczy, które na pozór są oczywiste, ale często niezrozumiałe. Nasz “IZI” robi to świetnie, a my słuchamy, słuchamy i słuchamy… Czasem nawet żartował, że mówi tak długo, bo my z wielką uwagą słuchamy. Lecz gdybyśmy spali lub ziewali, to skończyłby wcześniej ;-).
Piękna była adoracja Najświętszego Sakramentu – wyciszeni, rozmodleni, całkowicie oddani Panu Bogu. Często nie wiemy co chcemy mu powiedzieć, a wystarczy tylko, że się klęczy. Należy patrzeć i wsłuchiwać się w to, co sam Pan Bóg chce nam powiedzieć.
Głęboko zapadły mi słowa, które mówił o. Izydor: „jak coś jest nie tak, to nie dlatego, że Bóg nas nie kocha, ale jest w tym cierpieniu głębszy sens i musimy być otwarci na to, co Bóg chce nam dać”. Nie można być cały czas na szczycie, trzeba od czasu do czasu zejść w doliny. Nasze życie jest jak falowanie, raz jest się na górze, a raz na dole. Ale zawsze trzeba mieć nadzieję, że po okresie złym i gorszym, przyjdą dobre i miłe chwile. Żeby było zwycięstwo, musi być trud.
Był też czas na rozrywkę. Podobnie jak w ubiegłym roku, wybraliśmy się na Maciejową. Tym razem szliśmy jednak innym szlakiem, krótszym, ale za to trudniejszym. Ale spoko, WSZYSCY 😉 dali radę, co uwieczniono na powyższym pamiątkowym zdjęciu. Było bardzo wesoło, bo nasz żartowniś Robcio umilał nam trud wspinaczki. Zresztą ON ma zawsze „COŚ” wesołego na końcu języka. Fajnie, że ktoś taki jest, że potrafi wszystkich bawić swoim dowcipem i humorem. Dzięki niemu nie jesteśmy ponurakami.
A wieczorami były baaaaaaaardzo długie rozmowy, niestety niedokończone, bo trzeba było iść spać, chociaż na godzinkę lub dwie.
Było bardzo miło. Fajnie, że wszystko nam się super udało. Dopisała pogoda, zdrowie i humory. Zostaliśmy uduchowieni i umocnieni w naszej wierze.
Serdeczne Bóg zapłać kochanemu o. Izydorowi i do następnego wyjazdu za rok!
Tekst: Ewa Knapik